Moda przemija, styl pozostaje – ileż jest prawdy w słowach wypowiedzianych niegdyś przez Coco Chanel. Ich echa pobrzmiewają po dziś dzień na modowych wybiegach i ulicach miast. Jednak zasadę, którą w tym kultowym już cytacie wyraziła światowej sławy projektantka można zauważyć również w sposobie urządzania wnętrz.
W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej przypadającej na lata 1952-1989, w polskich domach i mieszkaniach w tzw. wielkiej płycie królował styl aranżacji, który dziś nazywamy stylem vintage lub po prostu PRL. W tamtych latach sposobu urządzania przestrzeni mieszkalnej właściwie nie nazywano. Niemal w każdym mieszkaniu stały meblościanki, meble na wysoki połysk, krzesła i fotele na smukłych nóżkach. Wchodząc do sąsiada można było się poczuć jak we własnym domu. Wszystko było homogeniczne, mało zróżnicowane. Kiedy w latach 90. na rodzimym rynku pojawiła się IKEA, powiew nowości sprawił, że na masową skalę zaczęliśmy pozbywać się PRL’owskich mebli. I tak wszelkie skoczki, liski, chierowskie, niciaki, jamniki, patyczaki, muszelki i wiele innych (nazwy mebli pochodzące od ich kształtów, nazwisk projektantów) trafiły na śmietniki, do garaży, piwnic, a w lepszym przypadku podarowano im drugie, mniej luksusowe życie w działkowych altanach.
Żegnając XX wiek pożegnaliśmy ostatecznie modę na meble PRL. Dziś, prawie dwie dekady później wzornictwo PRL znów nam o sobie przypomina. Krzesła, fotele, stoliki, szafki nocne, meblościanki, które służyły naszym dziadkom i rodzicom zyskują szansę na to, by jednak ocalić je od zapomnienia. Znów są modne, ale nigdy nie przestały być stylowe. Dzięki temu, iż kształtem i wciąż innowacyjnymi rozwiązaniami przypominają meble skandynawskie, po przemalowaniu, wymianie tapicerki, odświeżeniu często trafiają do wnętrz urządzonych w stylu rodem z północy Europy, który kilka lat temu tak bardzo sobie upodobaliśmy.
Meble z czasów PRL potocznie określa się patyczakami. Wszystko za sprawą specyficznego wyglądu – smukłych, walcowatych nóżek zwężających się ku dołowi. Wzornictwo sprawia, że określane mianem patyczaków ławy, stoliki, stołeczki, krzesła czy fotele wyglądają lekko i subtelnie. Tak zaprojektowane nie przytłaczają wnętrza i świetnie się sprawdzają w niewielkich mieszkaniach.
Taki patyczak z przeszłością, poddany liftingowi, świetnie wpisuje się w skandynawską stylistykę. Jakie zatem meble z odzysku możemy wstawić do współczesnego salonu urządzonego na modłę skandynawską?
Meblowe ikony, które odzyskują blask
Ikona stylu – fotel 366 autorstwa Józefa Chierowskiego obchodzi w tym roku swoje 55 urodziny. Do lat 80 XX w. produkowała go Dolnośląska Fabryka Mebli w Świebodzicach. Dziś to prawdziwy klasyk, który doczekał się wznowienia produkcji na wyłącznej licencji do praw autorskich uwzględniającej wariację na jego temat, w ramach której możemy dokupić nowy stoliki, fotel w wersji bujanej, podnóżek, sofę czy fotel w wersji mini przeznaczonej dla dzieci.
W naszych salonach nie może zabraknąć również liska – fotela, który swą nazwę zawdzięcza Henrykowi Lisowi. Produkowała go również Dolnośląska Fabryka Mebli w Świebodzicach jednak jest nieco młodszy od modelu 366. Ma Długie podłokietniki, głębsze siedzisko i wyższe oparcie od swojego poprzednika, jednak nadal wygląda lekko i smukło.
Krzesło z otworem w oparciu to propozycja Teresy Kruszewskiej. Pierwowzór powstał w 1956 roku. Jego charakterystyczną cechą było oparcie ze wspomnianym otworem wykonane z jednego kawałka sklejki. Obecnie właściwie każde krzesło, które bazuje na wzornictwie polskiej projektantki nazywane jest Muszelką.
W latach 60. Juliusz Kędziorek zainspirowany upodobaniem Polaków do skoków narciarskich zaprojektował krzesło z charakterystycznymi podłokietnikami przypominającymi skocznię narciarską. Od 1966 roku produkowały je Zamojskie Fabryki Mebli. Cechy, które wyróżniały to krzesło w przeszłości nadal są cenione. Dzięki niebanalnej formie, lekkiej wadze i niewielkim gabarytom mebel ten doskonale wpisuje się w dzisiejszą rzeczywistość i rozmiary współczesnych mieszkań.
Odnowione patyczaki są hołdem dla minionych czasów, jednak łączą tradycję ze współczesnymi gustami w aranżacji wnętrz. Są ukłonem w kierunku natury i najlepszym wyrazem wdzięczności oraz pochwałą dla talentu ówczesnych projektantów. Opisane modele już dawno okrzyknięto kultowymi, jednak w nowej kolorystycznej oprawie prezentują się jeszcze bardziej okazale, są świeże, piękne, funkcjonalne i bardzo … skandynawskie. Warto dać im szansę, by odzyskały blask i w nowym wydaniu mogły służyć kolejnym pokoleniom.
źródło zdjęć: pl.pinterest.com, lovely-market.fr, conchitahome.pl, instagram.com, ladnydom.pl, woodandpaper.pl, olx.pl, lata60-te.pl
ja nie przepadam za takimi meblami, nie podobają mi się niezależnie od tego w jakiej odsłonie występują.
To kupuj meble z kartonu w Ikei
Z całym szacunkiem do autorki, muszę sprostować to, iż krzesło z otworem, które jest przypisywane w artykule Pani Teresie Kruszewskiej, to jakaś pomyłka. To jest krzesło czeskie TATRA, a te projektantki wygląda zupełnie inaczej. Proszę zrobić korektę w artykule i nie wprowadzać w błąd czytelników. Pozdrawiam
Zgadzam się z Panią Elą.Jeden to projekt F. Jiraka.